Napiszę krótko, bo nie zamierzam robić z siebie ofiary. A jednak napisać trzeba, innej sprawiedliwości dochodzić nie będę, jak tylko ta - upublicznić rzecz.
Otóż: księgarnia internetowa wzięła ode mnie książki, sprzedała i nie zapłaciła mi z tego ani grosza.
Na stronie, gdy kliknąć na moją książkę czytamy: "Czekamy na dostawę". Naiwnie zapytałem panów z księgarni, czy życzą sobie, abym dosłał im więcej egzemplarzy. Nie raczyli odpowiedzieć. Nie odpowiedzieli również na kolejne maile, w których prosiłem o jakieś wyjaśnienia.
Od każdego egzemplarza mieli sobie panowie naliczyć prowizję, więc bynajmniej nie robili tego charytatywnie (w przeciwieństwie do mnie). Do tego zawyżyli cenę na stronie, chociaż upominałem ich, że cena powinna być niższa - chciałem, by była taka jak na moich aukcjach, by nikt nie był stratny, chociaż już wtedy, właśnie na tym, stratny byłem ja. Bo nie chodziło o pieniądze, lecz sztukę. Ale co tam, panowie najpewniej nie zrozumieli finezji mych motywów i zobaczyli we mnie jedynie naiwniaka, którego warto okraść na jakieś drobne. Dostarczony im nakład sprzedali, 0a że nie było żadnej umowy (bo tak to jest, że to jakiś znajomy znajomego...) to po co płacić cokolwiek?
Czy byłem naiwny nie podpisując umowy? Z pewnością, ale nie chodzi tu o duże kwoty, a jedynie o wiarę w człowieka, którą panowie podkopali we mnie. Skutecznie - nie, ale niesmak oczywiście czuję.
Tak oto literatura przegrała z chęcią zysku. Przykre, prawda?
Opisana tu księgarnia to:
Agile.com.pl
Jeśli ktoś zechciałby się ze mną solidaryzować, to niech u nich nie kupuje. A jak kupi, to też nieważne, to przecież nic nie zmieni, chodzi tylko o taki własny manifest, który zaraz zginie w gąszczu innych spraw. Życie.
Jeszcze jakieś książki zostały, więc gdyby ktoś (są tacy naiwni jeszcze? :-) ) chciał kupić, to zapraszam do kontaktu drogą mailową.
Otóż: księgarnia internetowa wzięła ode mnie książki, sprzedała i nie zapłaciła mi z tego ani grosza.
Na stronie, gdy kliknąć na moją książkę czytamy: "Czekamy na dostawę". Naiwnie zapytałem panów z księgarni, czy życzą sobie, abym dosłał im więcej egzemplarzy. Nie raczyli odpowiedzieć. Nie odpowiedzieli również na kolejne maile, w których prosiłem o jakieś wyjaśnienia.
Od każdego egzemplarza mieli sobie panowie naliczyć prowizję, więc bynajmniej nie robili tego charytatywnie (w przeciwieństwie do mnie). Do tego zawyżyli cenę na stronie, chociaż upominałem ich, że cena powinna być niższa - chciałem, by była taka jak na moich aukcjach, by nikt nie był stratny, chociaż już wtedy, właśnie na tym, stratny byłem ja. Bo nie chodziło o pieniądze, lecz sztukę. Ale co tam, panowie najpewniej nie zrozumieli finezji mych motywów i zobaczyli we mnie jedynie naiwniaka, którego warto okraść na jakieś drobne. Dostarczony im nakład sprzedali, 0a że nie było żadnej umowy (bo tak to jest, że to jakiś znajomy znajomego...) to po co płacić cokolwiek?
Czy byłem naiwny nie podpisując umowy? Z pewnością, ale nie chodzi tu o duże kwoty, a jedynie o wiarę w człowieka, którą panowie podkopali we mnie. Skutecznie - nie, ale niesmak oczywiście czuję.
Tak oto literatura przegrała z chęcią zysku. Przykre, prawda?
Opisana tu księgarnia to:
Agile.com.pl
Jeśli ktoś zechciałby się ze mną solidaryzować, to niech u nich nie kupuje. A jak kupi, to też nieważne, to przecież nic nie zmieni, chodzi tylko o taki własny manifest, który zaraz zginie w gąszczu innych spraw. Życie.
Jeszcze jakieś książki zostały, więc gdyby ktoś (są tacy naiwni jeszcze? :-) ) chciał kupić, to zapraszam do kontaktu drogą mailową.